sobota, 2 stycznia 2021

Starsze fraszki na Nowy Rok

 

PO PIS-owi POLITYCY

Politycy dzielą się na:

PORZĄDNYCH I ŻĄDNYCH.

Porządni pożądają tylko pieniędzy,

– Żądni sławy i wszystkiego,

Przepraszam – zapomniałem,

i immunitetów, a jeśli to nie starczy,

zaimportują T A R C Z E.

To, co napisano, nie jest bez racji,

Władza i Naród to takie małżeństwo

w SEPARACJI…

 


Odprawa

Politycy powinni dostać to,

Na co zasłużyli.

 

 

 ***

Politycy, odpowiedzcie szczerze,

co dajecie narodowi,

i ile każdy za to bierze.

 


Peeselowski

Chodzili w chodakach,

jeżdżą w CADILACACH.

 

 

Fundamentalny

Każda partia bez wyjątku

opiera się na członku.

 

 

Ułomny

Premier z wielka troską,

podpiera się

LASKĄ MARSZAŁKOWSKĄ

 

Folwarczny

Władcy Solidarności,

To quasi PANOWIE

NA WŁOŚCI.

 


Pro memoriam

Niech każdy zapamięta –

Buta, to atrybut rekruta.

 


Prawdomówny

Wybraniec mówi otwarcie

POLITYKUJEMY ZA ŻARCIE.

 


Ogrodniczy

Władza zbiera owoce,

Naród – spady.

 

 

Niespodzianka

Kaczor Donald nie przypuszczał,

że będzie miał imiennika.

 

 


Status quo

Minister Zdrowia zmieniła plany.

Chwyciła za laskę Marszałkowską,

zostawiła koszyk gwarantowany.

 

 

Wiercipięta

Z partii do partii pobłądzi,

aż się ulokuje w rządzie.

 

 Piłkarz

Premier ma takie zamiłowanie –

Kopa…kopanie.

 

 Nadzwyczajny

Nie rzucim ziemi skąd nasz ród.

gdy wrócą będzie CUD!

  

Donaldowo

 

Byłbym doskonały,

gdyby mi PIS-klęta

nie przeszkadzały.

 

Autochton

Pamiętaj mój luby,

Polska to Śląsk i Kaszuby.

  

Ukoronowany

Świadek koronny nikogo się nie boi,

wszędzie są SAMI SWOI!

Kozietulszczyzna

Polskie maniery

spod Samosiery.

 


Zjawa

Nie wiem czy na jawie,

czy mi się śniło.

Rosło bezprawie,

a i sprawiedliwości nie było.

sobota, 5 października 2019

Fragment najnowszej książki Leszka Szulca pt. "Dzwoń dzwoni - szkoda gadać".


Wywiad ze Stanisławem Łaszkiem – Oświęcimiakiem, który uratował się w Lubece. 
Data: październik 1958 rok. Opowiada Leszek Jan Szulc.

W październiku 1958 roku zachorowałem na żółtaczkę. W oddziale zakaźnym szpitala zająłem miejsce w dwuosobowym pokoju. Moim współtowarzyszem był Stanisław Łaszek, krępy mężczyzna w sile wieku, o plamistej twarzy i zniekształconym uchu. Pełnił funkcję dyrektora szkoły „Leśny Ogród” na ulicy Chramcówki. Prosił ażebym się nie przedstawiał, gdyż zna mnie z widzenia i opowiadań i wyraził zadowolenie, iż razem ze mną będzie się leczyć. Gdy nazajutrz udaliśmy się do łazienki, zauważyłem iż bliznowate plamy ma rękach i plecach. Zapytałem o ich pochodzenie.
Przez kilkanaście dni Stanisław Łaszek opowiadał o bestialstwach w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Był on nauczycielem w Bydgoszczy. Cudem uniknął śmierci podczas masakry, którą hitlerowcy urządzili na inteligencji. Został aresztowany ze swoim bratem Franciszkiem i wywieziony do Oświęcimia. Był jednym z więźniów o trzycyfrowym numerze – jednym z pierwszych, którzy budowali obóz. Blizny pochodziły z razów zadanych przez niemieckich strażników. Stanisław Łaszek był świadkiem i uczestnikiem wszelkich nieludzkich poczynań hitlerowskich prześladowców i kapo. Sami więźniowie też niejednokrotnie wyłamywali się z reguł obozowego współżycia.
Nagannie zachowywali się zwłaszcza Rosjanie i Cyganie, którzy okradali swoich współtowarzyszy niedoli z resztek zachowanego jadła, okruch i skórek od chleba. Niewytrzymywanie okrucieństw i głodu, w dużym stopniu zaważyło, iż okradziony więzień doniósł strażnikowi o kradzieży wskazując na Cygana jako sprawcę.
Wieczorem Cygana „poproszono na zabawę”. Przy dźwiękach muzyki kazano mu tańczyć z roznegliżowaną „Madchen fur alles”. Gdy ta doprowadziła go do wzwodu, kapo szczypcami miażdżył mu jądra. Cygan zmarł w mękach. Od tego czasu nie skarżono się na kradzieże, pomimo iż trwały nadal. Stanisław Łaszek stwierdzał niejednokrotnie, iż setki więźniów przeżycie w obozie zawdzięczają pomocy z zewnątrz, którą słały jednostki AK z Warszawy i Krakowa. Konspiratorzy dostarczali do obozu cebulę i czosnek, które chroniły ich od szkorbutu i chorób.
Przy likwidacji obozu, deportowani do Lubeki więźniowie, znając wartość cebuli i czosnku, wypełniali nimi kieszenie swych obozowych łachmanów. Postój w Lubece nie trwał długo. Niemcy ładowali po 500 więźniów na stare okręty-łajby, którymi dowodzili starzy marynarze i wypływali na Zatokę Lubecką. Tam okręty te były przez aliantów zatapiane. Do tych, którzy wydostali się z okrętów i płynęli do redy, Niemcy strzelali jak do kaczek, a jeśli komuś udawało się dopłynąć do brzegu, stawiano ich pod mur i rozstrzeliwano. On wraz z bratem szczęśliwie wydostał się na brzeg. Z chwilą, gdy na rozkaz udali się w kierunku „ściany śmierci” nastąpił dywanowy nalot aliancki. Niemieccy sprawcy schowali się wraz z nimi do pobliskiego rowu. Warkot silników sprawiał wrażenie, że samoloty lecą tuż nad ich głowami. Brat się wychylił i krzyknął: „Stachu! Czołgi amerykańskie!”

***

Niemcy zostali rozbrojeni, a ich wzięto do szpitala. Po kilkunastu dniach, Amerykanie zaproponowali im wyjazd do Stanów Zjednoczonych w celu zrobienia filmów. Franciszek skorzystał z oferty, on zaś został poddany leczeniu przez specjalistów Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża i jako więzień najdłużej przebywający w Oświęcimiu został „informatorem” o losach więzionych. Po zorganizowaniu w Lubece polskiej szkoły przyjechał do Bydgoszczy. Cała jego rodzina podczas okupacji została zgładzona.
W Bydgoszczy lekarze zlecili Łaszkowi operację płuca. Otrzymał skierowanie do specjalistów w Warszawie.
Ze Szwajcarii otrzymał niezbędne leki osłonowe i przygotowano go do operacji, W przeddzień operacji leki zostały skradzione. Dzięki życzliwości i operatywności ambasady Szwajcarii, przywieziono mu nazajutrz nową porcję leków.
Po rekonwalescencji, w myśl zaleceń lekarzy, zamieszkał w Zakopanem. Tu po bezskutecznych, przez ponad dwa lata staraniach, nie mógł dostać pracy w swoim zawodzie.
Dopiero po październiku „zawiał skuteczny wiatr” – powiedział Łaszek. „Wiem, iż pan też dmuchał.”.
Opowiadanie Stanisława wryło mi się głęboko w pamięci. Jako ozdrowieńcy spotykaliśmy się na kawie i u znajomych.

Generał Władysław Anders o Powstaniu Warszawskim

"Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. (…) Chyba nikt uczciwy i nieślepy nie miał jednak złudzeń, że stanie się to, co się stało, to jest, że Sowiety nie tylko nie pomogą naszej ukochanej, bohaterskiej Warszawie, ale z największym zadowoleniem i radością będą czekać, aż się wyleje do dna najlepsza krew Narodu Polskiego - podsumował 31 lipca Anders. Gdyby mógł, postawiłby decydentów przed sądem..."

niedziela, 28 lipca 2019

Ostatni rozdział – Głupota zmierza do władzy




Ostatni rozdział – Głupota zmierza do władzy[1]

Sława o wielkich ludziach – władcach, królach, prezydentach, opisywana jest przez wielu historyków. Piszą oni przeważnie o dokonaniach tych majestatycznych postaci, zwłaszcza o bohaterstwach, sztuce dowodzenia itp. Milczą natomiast jakim kosztem osiągnęli zwycięstwa. A koszty były ogromne.
Niewolnictwo, zagłada Indian, murzynów, inkwizycje, rzezie Polaków, Żydów, Arabów.
Kogo nie dotknęła zbrodnicza ręka śmierci? Wiadomo: zbrodniarzy. Oni to tworzyli przygotowania do wielkiego ludobójstwa. Ta nazwa do dzisiejszych czasów jest obnażana, ale kto za ten stan odpowiadał i przygotowywał? Jest to oczywiste, choć dziś jest tabu.
Po II wojnie światowej, w której zginęło 40 mln ludzi, wyłoniły się państwa zwycięskie i przegrane.
Skutki tej wojny odczuły narody wielu krajów, ale odpowiedzialność została przerzucona na kilkunastu zbrodniarzy, sądzonych w Norymberdze, Japonii. Kim byli sprawy?
Hitler, Stalin, Mussolini, Yamamoto, jako główni, a reszta to „wykonywała tylko rozkazy”. Czy tylko oni? I tu należy cofnąć się o parę, a nawet kilkanaście lat wstecz.
Należy zastanowić się nad problemem: jakim cudem Niemcy, które przegrały pierwszą wojnę światową i będące w głębokim kryzysie gospodarczym, w przeciągu kilku lat „stanęli na nogi”.
Zlikwidowali bezrobocie, zaczęli budować fabryki zbrojeniowe. Jednym zdaniem – Hitler nie był tylko malarzem. Umiał także wpłynąć na Wielką Brytanię, Francję, Włochy i Stany Zjednoczone, które to przystosowały Niemcy i walnie pomogły im przygotować się do wojny.
Przeciw komu wojna ta była przygotowywana?

***
Już pierwsza wojna światowa skierowana była przeciwko Rosji, kraju zacofanego którym rządził car. Zasoby jakimi dysponowała Rosja były łakomym kąskiem do zdobyczy, bądź mogły być osiągnięte przez zmianę ustrojową.
Te zamiary nie powiodły się, gdyż Rosja przeistoczyła się w ZSRR, ustanawiając dyktaturę proletariatu. Ateizm, który nastał w ZSRR był m.in. zachętą do podboju tego państwa.
ZSRR nie był bynajmniej państwem, które mogło się przygotować do wojny. Nie miał popleczników i na arenie międzynarodowej pozostawał samotny.
***
Hitler dla wzmocnienia swojej pozycji anektował Austrię, a następnie Czechosłowację. Polska zajęła Zaolzie.
Państwa wspierające siłę Hitlera nie mogły mieć najmniejszych złudzeń, co do przygotowywanej wojny z ZSRR.
Minister Spraw Zagranicznych Polski Józef Beck, w przeddzień wybuchu II wojny światowej, zawarł z Anglią i Francją pakt – układ sojuszniczy.

***
Hitler nie zdawał sobie sprawy, że rozpoczynając agresję na Polskę, państwa mu przychylne wypowiedzą wojnę.
Alianci nie zdawali sobie również sprawy, że uzbrojony przez nich Hitler, ich bronią, sprowadzi ich do przedsionka kapitulacji, tym bardziej, że Francja zawarła z Hitlerem pakt kolaboracji.
W wyniku realizacji paktu Ribbentrop-Mołotow, Polska po kilku tygodniach uległa agresji niemieckiej i bolszewickiej. Agresja ta przyczyniła się do licznych zbrodni na ludności polskiej w liczbie co najmniej 6,5 mln ludzi – Polaków i Żydów.
Niemcy, wbrew układom zawartych z ZSRR, napadły na swojego sprzymierzeńca (22 czerwca 1941 roku). Premier Winston Churchill określił to zdarzenie jako najłaskawszy uśmiech losu, cudem ocalenia.
W tym czasie hitlerowski plan Barbarossa przeistoczył się w Blitzkrieg. Niemcy zajęli tereny po Leningrad, Stalingrad, Moskwę. Zdobyli Krym, Odessę. Padł Smoleńsk, Kijów…
Winston Churchill, zdecydowany antykomunista, podjął osobistą decyzję pomocy militarnej ZSRR. Wezwał jednocześnie by wszyscy poszli w jego ślady.
Wielka Brytania i USA wraz z sojusznikami przystąpiła do opracowania założeń powojennego świata, zawartych później w Karcie Atlantyckiej, którą 24 sierpnia 1941 roku podpisał także ZSRR. Natychmiastowe dostarczenie broni ZSRR przyczyniło się do uzbrojenia wielomilionowej armii. Wszystko to przesądziło o wyniku II wojny światowej.
Oceniając ówczesną sytuację, historycy opisują najważniejszych koalicjantów ZSRR – USA i Wielką Brytanię – jako dysponentów ogromnych potencjałów zbrojeniowych. Niezwyciężeni na morzach i powietrzu, lecz o ograniczonych siłach kontynentalnych.
Nie sposób jest negować tych ustaleń globalnie, lecz sytuacyjnie – Stany Zjednoczone nie były przygotowane do wojny. Owszem, miały ogromne możliwości produkcji zbrojeniowej, które uruchomiono dopiero po napadzie na USA Japonii, która to budowała swój potencjał zbrojeniowy przez kilka lat przed agresją.
Napaść Japonii na USA, dopiero w grudniu 1941 roku (po sławetnym laniu w Pearl Harbor) pobudził USA do stworzenia w parę miesięcy potęgi militarnej, którą część przekazano do ZSRR dla pokonania faszystowskich zapędów. Stany Zjednoczone przekazały ZSRR dziesiątki tysięcy czołgów, samolotów, setki tysięcy samochodów…
Niezależnie  od tego, za Uralem powstał sowiecki przemysł zbrojeniowy.
***
Czy w istniejącej rzeczywistości, zakup nowoczesnych broni ze Stanów Zjednoczonych wraz z obsługą, stanowi choćby dostateczny bufor mogący odstraszyć wroga? A gdzie tego wroga należy szukać? Gdzie prowokować konflikty, szantażem, sankcjami? To już sklerotyczne rozumowania o mocarstwowościach, mocarstwach, potędze.
Barack Obama za zaniechanie tych pojęć otrzymał w prezencie pokojową Nagrodę Nobla.
Należy czytelników przeprosić za odświeżanie pamięci, odświeżanie, które jako niezbędne kieruje się do amnezji władców.

***


Dotychczas odpowiedzialność za zbrodnie i pobojowiska ponieśli przegrani, a dlaczego tylko przegrani? Jaki udział w dokonanych zbrodniach mają zwycięzcy, ci którzy przygotowali się do wojny, wyszukiwali sprzymierzeńców do wszczęcia swoistego ludobójstwa?
Należałoby zastanowić się, czy kibice religijni swoim brakiem aktywności sytuacyjnej, nie odegrali znaczącej roli prawie w każdej wojennej zawierusze. Wierzący z wierzącymi i z różnymi poglądami rżnęli się nawzajem – żeby zdobyć, zagrabić i posiąść zyski.
Dotychczasowe układy pokojowe były tylko fasadą, mającą być parawanem do przyszłych zbrodni. Wszelkie działania budowy jednostek zbrojnych, przygotowywały czas  do wydania rozkazów: zabijać.
Zbrodnicze jednostki dowódcze swoimi rozkazami tworzą z żołnierzy zbrodniarzy… lecz rozkazodawcy stoją w tym samym szeregu. O tym nie można zapomnieć.
Tylko zgoda może ocalić świat.
Okazuje się, że nie tylko. Owszem, może ocalić świat, pod jednym warunkiem – że pokonani zostaną pociągnięci do odpowiedzialności na równi ze zwycięzcami, którzy doprowadzili do działań konfliktu zbrojnego o wymienionych już skutkach, skali zniszczeń wręcz barbarzyńskich.  
Pokojowe Nagrody Nobla dostało kilku działaczy, władców, dla których taka nagroda jest maskotką Jak bowiem dowiodła ta nagroda, nie tylko u Baracka Obamy, ale i u innych obdarowanych, że nie ma ona pożądanego wpływu na zaprowadzenie stabilnego pokoju.
Wiele organizacji i ustaleń utworzono dla rozbrojenia, zakazów produkcji broni i przeciw jej rozpowszechnianiu. Ale jak pokazała smutna rzeczywistość, jeden buńczuczny władca USA, jednoosobowo zerwał międzynarodowe układy, występując z nich. Nie liczył się z nikim.
Nic w tym dziwnego. Niezbyt dobrze się czuje w sąsiedztwie posiadacz broni, która mogłaby zagrozić USA. Na tę okoliczność stara się niekonwencjonalnie postraszyć Koreańczyka z Północy. W odwecie Kim nie próżnuje. Donald Trump dąży do spotkania, w którym gloryfikuje walory Kima. O co tutaj chodzi?
O połączenie Korei. Wynik rozmów wskazuje na omal przyjacielskie stosunki Korei Północnej i USA. Ale do porozumienia nie doszło, bo fuzja koreańska pozostałaby z armią USA, a sankcje nałożone na Koreę Północną przez USA pozostałyby nadal.
Oto wynik przyjaźni – na razie, bo Donald Trump dążył do następnego spotkania, które odbyło się i to bez większego rezultatu.
Pobyt długoletni jednostek USA w Korei Południowej, porównuję do pobytu stałego w części Rzeczpospolitej. Naszym władzom to dogadza, a armiom nie.
Pobyt jednostek bojowych, manewry, ćwiczenia i to w dodatku z jednostkami ukraińskimi tworzy strach i prowokacje w paśmie granic wschodnich.
Prezydent Trump powinien wiedzieć, że podrygi w stosunkach wschodnich, to nie stosunki Trump-Kim, a wszelka propaganda może spowodować zagładę ziemi. Mówiąc żartem, zabraknie rąk do pogrzebania wybitnych.
Koniec wojennych podrygów może doprowadzić do wojny.
Ta wizja spędza mi sen z oczu. Boleję, że jeden człowiek może zakończyć żywot świata przez swą nieodpowiedzialność, który w dodatki opętany jest ogromem dumy i głupoty.

Leszek Jan Szulc
Sprawiedliwy wśród Narodów Świata
Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski




[1] Pod nazwą głupota kryją się czyny niegodne człowieka, jak chciwość, zbrodnie, majestat.

wtorek, 28 maja 2019

Wywiad z Leszkiem Janem Szulcem


Niejednokrotnie zastanawiałem się,
Jak to się stało, że długoletni dziewięćdziesięciolatek
Ma pełnię wiedzy i pamięć sięgającą faktów
Na przestrzeni jego 75-lecia wydarzeń. I nie tylko.
Nadal przekazuję swe poglądy i oceny dotyczące rzeczywistości.
Leszek J. Szulc 



Kilkunastoletnia współpraca z autorem i wydawcą Leszkiem Szulcem wywarła na mnie nie tylko chęć, ale i obowiązek opisania tego wydarzenia, ze względu na fakt, iż komukolwiek przedstawiam osobowość i charakterystykę zachowania i działalności, nikt nie chce wierzyć, że taki egzemplarz istnieje. Stąd postanowiłem przeprowadzić z Leszkiem Janem Szulcem rozmowę „na żywo”. 
Marcin Rzeszotarski
Politolog, absolwent
Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego


Pytanie: Proszę powiedzieć co Pan robi, żeby istnieć, żyć?

Odpowiedź: Moją chłopięcą osobowość ukształtowali rodzice i mój brat – śp. Zbigniew (starszy ode mnie o niespełna dwa lata). 

Pytanie: Czy mógłbym poznać szczegóły?

Odpowiedź: Jako młodszy, przesiadywałem na stole, przy którym brat odrabiał lekcje. Stąd nauczyłem się pisać i czytać, co spowodowało, iż mając sześć lat zostałem uczniem powszechniaka. Nasza posesja mieściła się opodal rzeki Stryj. Z tej rzeki dwukrotnie wydobył mnie mój brat, bo chciałem nauczyć się pływać. Wreszcie, gdy taką umiejętność uzyskałem, również nie zmierzałem na zamiary i powtórnie uratował mnie Zbyszek. 

Pytanie: Czy bardzo kochaliście się i przyjaźniliście z bratem?

Odpowiedź: Oczywiście, ale to nie świadczyło o tym, że często nasze braterskie „racje” zdobywaliśmy w braterskiej bójce. Jedną z tych, którą do śmierci nie zapomnę, gdy przed bratem uciekłem pod małżeńskie łóżko i w pewnym momencie poprosiłem o zawieszenie, gdyż pod materacem ojca znalazłem Mauzera. Pokazałem bratu, który ojcu pokazał zdobycz. Ojciec dokładnie poinformował nas jak się z pistoletem obchodzi i kazał położyć zdobycz tam skąd ją wzięliśmy. Złożyliśmy ojcu przysięgę, że tej broni nie ruszymy. 

Pytanie: Czy Pana rodzina była zamożna?

Odpowiedź: Ojciec cały majątek stracił z chwilą, gdy podjął czynności uwolnienia syna Michała Wierzbickiego z więzienia. Był on osądzony za działalność w Komunistycznej Partii Polski. Był on studentem na Uniwersytecie Lwowskim. Gdy po uwolnieniu ponownie wdał się w prace partii komunistycznej otrzymał wyrok ośmiu lat. 

Pytanie: A po wkroczeniu wojsk sowieckich, czy życie toczyło się normalnie?

Odpowiedź: Siedzieliśmy na kufrach w oczekiwaniu na wywóz na Sybir. Jak wszyscy nasi sąsiedzi i przyjaciele. Jednak gdy syn Wierzbickiego wyszedł z więzienia, został sekretarzem Rajkomu, przybył do Stryja i władzom sowieckim przekazał wieść o ratowaniu go przez Józefa Szulca. Rosjanie – kapitan Mużarowski i kpt Kosiński (zrusyfikowani Polacy) – służyli pomocą ojcu w leczeniu oraz zatrudnianiu w kombinacie mięsnym. Podczas panicznej ucieczki przed armią niemiecką przyszli się pożegnać. W tym czasie drogowy posterunek nad trasą Stryj-Stanisławów rozpuścił psiarnię. Będąc na wale przeciwpowodziowym z suczką doznałem wstrząsu strachu. Przed nami pojawił się ogromny pies – owczarek syberyjski, który wałęsał się po przyrzeczu. Udałem się z suczką do domu, a ten brytan za nami. Był wytresowany i przylgnął do mnie, gdziekolwiek się znalazłem. Jemu zawdzięczam, że nie uległem ucieczce z domu. 

Pytanie: Jaki był powód Pańskiej ucieczki?

Odpowiedź: Po opanowaniu przez Niemców Stryja, cała rodzina Szulców, z wyjątkiem małoletniego Leszka, została zaprzysiężona przez AK. Ja miałem wtedy piętnaście lat i mnie pominięto. Nie dorosłem by być akowcem. Poczułem się zbędny i niewiarygodny. Dopiero po powrocie ze stacji kolejowej do domu, zostałem zaprzysiężony z gwarancją ojca, brata i Ewy Klupsz. 

Pytanie: Jaki przydział Pan dostał?

Odpowiedź: Magazynier broni zrzutowej i zdobycznej. 

Pytanie: Nie bał się Pan?

Odpowiedź: Byłem gruntownie przeszkolony. Działałem bezbłędnie, o czym świadczą opinie zwierzchników, dowódców. 

***

Po ponownym przybyciu wojsk sowieckich.

Pytanie: Jakie mieliście Państwo samopoczucie i ocenę rzeczywistości?

Odpowiedź: Do Stryja przybyli ci sami kapitanowie – Mużarowski i Kosiński. O ich przyjaznym nastawieniu świadczyła długotrwała rozmowa Kosińskiego. Wyszedł z ojcem do ogrodu i powiedział: gospodin, wiemy o wasz wszystko. Wyprowadzajcie się z Marcinówki jak najszybciej i uciekajcie do Polski.  A po chwili dodał, tam nie ma Sybiru i Workuty. Nie wszyscy wyjeżdżają, bo część waszych wstąpiła do Ludowego Wojska Polskiego. I haraszo…  Marcinówkę zostawiliśmy z moim „miejscem pracy” wypełnionym materiałami zrzutowymi. Zamaskowanie było pełne. Będąc już w Gliwicach, dowiedzieliśmy się, że Ukrainiec, który po nas zamieszkał na Marcinówce, odnalazł bunkier, dostarczał broń banderowcom i za to został wywieziony w głąb ZSRR.

***

Pytanie: Co Pan robił w Gliwicach?

Odpowiedź: Po roku zdałem maturę i w poszukiwaniu wyższej uczelni ulokowałem się w Szczecinie na poznańskiej Akademii Handlowej z filią w Szczecinie. Otwarcie filii uzależnione było od ilości chętnych do studiowania. Limit który określił rektor dr profesor Józef Górski wynosił 500-600 zgłoszeń. Dlatego udałem się do Gliwic, skąd zwerbowałem 24 kolegów i koleżanek. Powróciłem do Szczecina i po wielu kłopotach uzyskałem od komendy MO dwa mieszkania przy ulicy Łokietka. W jednym zamieszkałem z bratem i dwoma kolegami. Drugie przekazaliśmy koleżankom. 

Pytanie: Jakie lokale zostały oddane przez władze na użytek Akademii Handlowej?

Odpowiedź: Na studia zgłosiło się ponad 150 osób. Z braku auli, władze Szczecina przekazały uczelni garaże miejskie przy ulicy Korzeniowskiego. Tam też odbyła się uroczystość otwarcia uczelni i pierwsze dwa wykłady profesorskie. Wieczorem mój brat i koledzy poprosili mnie, ażebym wysłuchał ich postanowienia dotyczącego warunków pracy i utrzymania. Postanowienie było następujące: Ty Leszku będziesz stenografować wykłady profesorów i przepisywać dla nas na maszynie. Będziemy Ciebie utrzymywać, sami podejmiemy pracę w oświacie. Przy wyjazdach, zabierałem przeważnie z sobą maszynę – starą Olimpię (wyszabrowaną w Gliwicach). Stenografię opanowałem perfekt podczas nauki w szkole handlowej w Stryju w latach 1942/43. A los spłatał moim chlebodawcom figla. Tylko dwa wykłady ze stenogramu przepisałem na maszynie. Porozumiałem się z kolegą Zbyszkiem Mochaczykiem pracującym w Banku Rolnym. Za zgodą dyrektora banku zatrudniłem go jako powielacza i już następne wykłady opracowane były w 1000 zszywek z każdego wykładu (2000 tys. dziennie) i sprzedawane w auli na Korzeniowskiego po 5 zł (cena jak za bilet tramwajowy). Okazało się, że 1000 tys. egzemplarzy to za mało, więc po czasie podnieśliśmy nakłady do 1500. Brat mój i koledzy do późnych godzin nocnych i wczesnego poranka pracowali wokół stołu by skomplementować strony zszywek. Za tak niezwykle czasochłonną pracę moja ekipa zarabiała codziennie więcej niż naczelnik wydziału w wojewódzkiej Radzie Narodowej.
Największą satysfakcję miałem, gdy rodzicom wysłałem 30 tys. złotych – ojciec na emeryturze dostawał 300 złotych. Gdy po czasie wysłałem następne pieniądze, w Szczecinie zjawiła się moja matka i zapytała wręcz skąd mam tyle pieniędzy. Poprosiłem matkę, żeby przygotowała dla nas kolację. Po wykładach i kolacji zacząłem pracę, a Zbyszek pouczał matkę o poligrafii. Ze Szczecina wyjechała zadowolona.
Po wykładzie profesora Józefa Górskiego, rektor zaprosił drukarzy. Stawiłem się nieśmiało. Życzeniem rektora było uruchomienie Akademickiej Spółdzielni Wydawniczej. Zapytałem go, czy mamy zaprzestać drukowania wykładów. „O nie, proszę kontynuować, nie są one stricte naukowe, ale ich wydawanie jest bardzo pomocne podczas studiów. Dziękuję”. Już na odchodne rektor z szuflady wyjął książeczkę czekową i wręczył mi czek na 100 tys. złotych. Powiedział, że to na zorganizowanie teatru. „Panie rektorze – powiedziałem – nie mamy lokalu, reżysera, aktorów”. „Kolego – odpowiedział – to wszystko będzie w pańskich rękach. Proszę porozumieć się z zarządem Bratniej Pomocy”.
Czeku nie zrealizowałem, gdyż pieniędzy miałem pod dostatkiem. Spółdzielnię uruchomił Leonard, nasz student. Lokum na teatr, reżyser i aktorzy też się znaleźli. W zarządzie Bratniej Pomocy Studentów Akademii Handlowej prowadziłem sprawy przedsiębiorstw akademickich. Prywatne firmy zadeklarowały pomoc finansową i rzeczową. Zakłady gastronomiczne wydały bony obiadowe i kolacyjne. Międzynarodowa opiekunka młodzieży akademickiej Miss Farley przyznała Akademii Handlowej płaszcze. Przejęliśmy je z magazynów portowych w Gdyni. 

Pytanie: Jednym słowem, same sukcesy?

Odpowiedź: Jak panu wspominałem, woda była dla mnie relaksem. W przeddzień Święta Morza trenowałem skoki z wieży. Fatalnie skoczyłem, gdyż zerwałem ścięgno nerkowe. Życie uratowało mi dwóch lekarzy – dr Fudala i kpt lekarz AZS Markowski, który wyjednał w służbie zdrowia 12 dywizji 100 mln jednostek penicyliny. Dyrektor szpitala dr Retinger odmówił jednak podania leku, stwierdzając, że w tym stanie zdrowia penicylina mi nie pomoże. Po parotygodniowym pobycie w szpitalu prezes Bratnie Pomocy skierował mnie do Towarzystwa Przyjaciół Szkół Wyższych. Naczelnik Tajdelt wręczył mi skierowanie na trzy tygodniowy turnus rehabilitacyjny w wybranym przeze mnie sanatorium. Wybrałem Zakopane. 

Pytanie: Jakie wrażenie wywarło na Panu Zakopane?

Odpowiedź: Po studiach mieszkałem tam bez mała 10 lat. Tam wykazałem swoje zdolności w dziedzinie organizacji i zarządzania. Ale nie tylko, zdobyłem bowiem również zawód inkrustatora. W pewnym okresie byłem pełnomocnikiem ministra ds. przygotowania sieci handlu i gastronomii do FIS. Pytanie: Jest pan skromny. Słyszałem, że na niwie przemysłu mleczarskiego również odnosił Pan sukcesy?

Odpowiedź: To przesada panie redaktorze. Istotnie byłem szefem Podhalańskich Zakładów Mleczarskich. Dbałem o zmniejszenie deficytów w tej branży, którą w efekcie przejęła spółdzielczość. Z jej wielowładztwa zrezygnowałem. 

Pytanie: Co Pan robił jako bezrobotny?

Odpowiedź: Za namową przyjaciół podjąłem pracę w Komitecie Miejskim PZPR jako instruktor ekonomiczny. Po powrocie do władzy Gomułki wybrano mnie nawet na sekretarza POP w Komitecie. Pytanie: Był Pan z tego zadowolony?

Odpowiedź: Tak, przeprowadziłem rehabilitację wielu osób pokrzywdzonych. I nie uwierzy Pan redaktorze. Rehabilitację przeprowadzałem przy wsparciu byłych członków Komunistycznej Partii Polski. Pomagali mi znani lekarze oraz redaktor PAP – Zbigniew Przygórski czy też dr Dąbrowski ze Zjednoczenia Sanatoriów… w wolnych chwilach, dla kondycji łaziłem po górach.
Po ożenku przeniosłem się do Warszawy. Wygrałem konkurs na zastępcę dyrektora w Centrali Handlowej Przemysłu Muzycznego.

Pytanie: O ile wiem, przeszedł Pan do Delegatury NIK?

Odpowiedź: Tak, pracowałem tam ponad pięć lat. Na zasadzie przeniesienia podjąłem pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości. 

Pytanie: Dlaczego?

Odpowiedź: Mój brat doktoryzował się w Polskiej Akademii Nauk. Miał następnie zorganizować w NIK Instytut Badań Efektywności Kontroli. Nie chciałem pracować z nim pod jednym dachem.

Pytanie: A co Pan robił w Ministerstwie Sprawiedliwości?

Odpowiedź: Prowadziłem w Departamencie Prawnym Wydział Organizacji i Zatrudnienia – etatyzację i podział funduszy dla całego resortu. W tym czasie, przy pomocy przyjaciół z ministerstwa, ujawniłem swą działalność kombatancką (AK), w wyniku czego przyjęto mnie do ZBOWiD-u. W ministerstwie dokonano szeregu zmian. Objąłem funkcję głównego księgowego i rewizji resortu. Po objęciu teki ministra przez Włodzimierza Berutowicza zachorowałem, po czym przeniosłem się do Centrali NIK jako doradca ekonomiczny w Departamencie Koordynacji. Z tego stanowiska przeszedłem na emeryturę. 

Pytanie: Co mi Pan opowiada o emeryturze. Książki Pana autorstwa są we wszystkich bibliotekach na świecie i są bardzo poczytne. Rozdaje je Pan za darmo naszym liderom partyjnym, władzom, politykom. Dlaczego?

Odpowiedź: Mam już 90 lat i pragnę coś po sobie pozostawić. Jakiś ślad. Nie wiem, czy obdarowani czytają moje książki, bo obdarowani – poza kancelarią Jarosława Kaczyńskiego i byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego – nie dali słówka o przyjęciu darowizny. Ale to nic dziwnego. Robiłem co mogłem, aby w Polsce zwiększyć czytelnictwo. Widocznie na tej niwie polepszenia nie uzyskam. A jednak... czytają Ci, którzy rozumieją treść książek.
Uznanie wyraził mi szef Urzędu Kombatantów. Czytając sięgnął do dawnych, jakże okrutnych czasów. Przepraszam, byłbym zapomniał. Podziękowania ślą mi biblioteki polskie, Biblioteka Polska w Londynie oraz b. doradca Hilary Clinton z Nowego Jorku. Zebrania autorskie przeprowadziłem w wielu liceach Warszawy oraz Muzeum Polin z młodzieżą amerykańską, kanadyjską i austriacką. Rozmawiałem także z seniorami. I to jest moja recepta na długowieczny żywot. I nadal się śpieszę, ażeby nie zmarnować czasu. 

PS.: Nie udało mi się spopularyzować mojej twórczości przez prasę i telewizję polską. Zabrakło mi „siły napędowej”. Nie żałuję, gdyż kontynuuję wskazania rodziców – gdy chcesz umrzeć w spokoju, to nie bądź sławny. O sławę troszczą się „wielcy i tytułomanii”. 

Wywiad przeprowadził politolog UW Marcin Rzeszotarski  




wtorek, 24 kwietnia 2018

"ŚPIEWNIK" - nowa książka Leszka Szulca

Mamy przyjemność przedstawić nową książkę Leszka. Tym razem jest to "Śpiewnik" - a w nim ponad sześćdziesiąt tekstów utworów muzycznych - kiedyś bardzo znanych, a dziś już niekiedy trochę zapomnianych. 




Parę słów o autorze i Śpiewniku

Autor Śpiewnika nie jest profesjonalistą, lecz amatorem, miłośnikiem wokalistyki. Sam śpiewał i grał (jak Maryla) na gitarze i akompaniował na pianinie. Na przestrzeni ostatnich lat, wsłuchiwał się w występy sceniczne naszych śpiewaków, porównując je do dawnych melodii wyśpiewanych przez mistrzów sceny. Prym w skali światowej wiódł bas Paul Robeson, Jan Kiepura, Bernard Ładysz, Violetta Villas oraz niezapomniana Żylis Gara.
Dla naszych śpiewaków, o znakomitym głosie, niekiedy zabrakło miejsca na dużej krajowej scenie. Jestem słuchaczem występów w Opolu oraz programu telewizyjnego "Jaka to melodia".  Ale w tych występach brak mi polskich piosenek np. Janusza Gniatkowskiego, „Tercetu Egzotycznego” Dziewiątkowskiego oraz sekstetu kobiecego Izabeli Skrywan Dziewiątkowskiej. Słynniejsi byli za granicą niż w kraju.
Stąd chcąc ocalić od zapomnienia piękno naszych piosenek i melodii, to co zapamiętałem pragnę przekazać Państwu.
Autor



"Ładne Kwiatki" - Leszek Jan Szulc

Prezentujemy Państwu fragmenty książki "Ładne Kwiatki" Są to aforyzmy, myśli i wiersze. Katalog będzie sukcesywnie aktualizowany. 






1.)

"Grzesznica"

Gdy do ołtarza
dziewczę śpieszy
to już w myślach
grzeszy.

2.)

"Rabunkowy"

Złodzieje co
cenniejszego zgarnęli
gospodynie nie tknęli.

3.)

"Niezdecydowany"

Godny pożałowaania
ma głos
nie ma zdania.

4.)

"Konsekwentny"

Słowa dają nadzieję
czyny pewność.

5. )

"Dekoracyjny"

Żołnierze walczą o
ordery
dla dowódców.


Wywiad z Leszkiem Janem Szulcem na temat filmu "Wołyń" - cały.



Wywiad przeprowadzony przez politologa UW i absolwenta UKSW z Leszkiem Szulcem – ekonomistą, członkiem Korpusu Weteranów, Sprawiedliwym wśród Narodów. Cała rodzina Szulców otrzymała błogosławieństwo papieskie przez Piusa XI.
Temat wywiadu: Film „Wołyń”





Pytanie: Znajomość z Panem datuję od chwili, gdy zapoznałem się pańską bogatą, nazwę ją, uniwersalną, twórczością. Pisze Pan na tematy historyczne np. „Ostatni rozdział” oraz zajmuje się Pan satyrą. Ale powracam do tematu – napisał Pan opowieść  „Takie Małe Miasto”, „Spadkobiercy PRL”, „Zbrodniarze są wśród nas”. Są one oparte na własnych przeżyciach (Polacy i Ukraińcy), ale i na relacjach żywych ludzi, którzy z rzezią wołyńską mieli styk, ale nie tylko. Proszę opowiedzieć jakie są Pańskie odczucia po obejrzeniu filmu „Wołyń”.

Odpowiedzieć (Leszek Jan Szulc): Szanowny kolego. Nie ma skutków bez przyczyny. Jak wspominałem w swoich opracowaniach dobrosąsiedzkie stosunki polsko-ukraińskie z czasem zmieniły się we wrogie. Dlaczego? Inwazja ukraińska u schyłku I wojny światowej, a zwłaszcza walki o Lwów stworzyły klimat nienawiści. Nie był on powszechny, gdyż pomimo, a może właśnie dlatego, że na Polesiu i Wołyniu na wsiach panował rozległy analfabetyzm. W ślad za analfabetyzmem szła bieda. Ale bieda nie omijała i polskich karłowatych gospodarstw. W tej sytuacji panowała atmosfera ludzkiego współistnienia. W międzyczasie nacjonalistów ukraińskich szkolili faszyści niemieccy, siejąc nienawiść do Polski. A Polska poprzez swoich włodarzy wszczęła przy pomocy wojska repolonizację, której z początku pomagali nasi „patrioci” przy pomocy kleru. Ta nikczemna batalia w końcowej fazie została potępiona przez Polaków, a nawet i władze kleru.
Nacjonalizm ukraiński dał znać o sobie już w 1939 roku, zwłaszcza po zajęciu miasta Stryja, gdzie na gościńcach mordowani byli polscy żołnierze udający się do Niemców w niewolę. Trzykrotnie wraz z bratem uniknęliśmy śmierci.




Pytanie: Pańskie przeżycia opisane w książkach „Takie Małe Miasto” a na temat Wołynia szczególnie w książce „Spadkobiercy PRL” zawierają reprint z opisów Romana Ciosmaka. Dlaczego jako Stryjanin podjął Pan ten temat.

Odpowiedź: Kolego redaktorze, ja nie byłem sam, chociaż tak się czułem. Niektóre materiały prasowe oraz liczni autorzy, tacy jak Państwo Ewa Siemaszko z ojciec i inni pokazali w swoich książkach dokumenty świadczące o skali i sposobach dokonywania zbrodni. Niestety ta bogata literatura nie wskazywała na przyczynę, iż po PRL sprawa została schowana pod dywan.
Poszedłem nieco dalej. Ujawniłem przyczyny, w czyim interesie sprawę się przemilcza i otwarcie zdemaskowałem sprawców. Materiały te skierowałem do wszystkich, którym zależało ażebyśmy o tym zapomnieli.

Pytanie: Czy mógłby Pan wymienić adresatów?

Odpowiedź: Nie uważam za konieczne, żeby oskarżać. Jeżeli Pan jest zainteresowany, wręczam Panu książkę „Spadkobiercy PRL” oraz „Zbrodniarze są wśród nas” i „Konkurencja – Polityka – Agresja”. W tych egzemplarzach znajdzie Pan odpowiedź.
Pytanie: Wiem, że rozdaje je Pan bezpłatnie, ale tych pozycji brak w obiegu. Dlaczego?
Odpowiedź: Każdy autor pisząc książkę powinien mieć jakiś cel. Ja ten cel wraz z mediami uzyskałem. To otwarcie nierozliczonej zbrodni na Wołyniu. Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, iż jest to zbrodnia – ludobójstwo została potwierdzona przez parlament. To jest uzyskanie celu. Ale apogeum to film „Wołyń”.
Odzwierciedla on z początku folklor – życie Ukraińców na Wołyniu, szczątkowo zaczyna pokazywać przemiany, z wątkami znanej Polakom działalności Sowietów wywożących ludność na Sybir. Również szczątkowo zamieszczona jest działalność Wehrmachtu. Natomiast część jakby druga filmu, o eksterminacji Polaków i ich obrońców jest godna uznania. Aktorzy grają bezbłędnie, zwłaszcza Ukrainkę, która chroni chłopczyka Polaka, bądź wychowanego w polskiej rodzinie.  Wspaniały film ma tę zaletę, iż powinien posłużyć edukacji władzom Unii Europejskiej, amerykańskim no i oczywiście w pierwszym rzędzie rządom polskim i ukraińskim. Rosyjskim już nie, bo znają ten proceder.
Panie redaktorze, byłbym niepocieszony gdybym pominął autora jednej z unikalnych opowieści o obronie ludności wołyńskiej. Jest to książka Henryka Cybulskiego „Czerwone Noce”. Niech mi będzie wolno zacytować niektóre jego strofki. Autor jest komendantem słynnego ośrodka samoobrony polskiej wsi Przebraże na Wołyniu. Znalazło w nim schronienie 25 tys. ludzi (1943-44) „wyrwanych ze swych domostw, tropieni dniem i nocą przez faszystowskie bandy ukraińskie, unosząc życie i okruchy ocalałego mienia dążyli do Przebraża po ratunek… wyrazy głębokiej wdzięczności winni jesteśmy oddziałom radzieckim – partyzantom i wreszcie głęboką wdzięczność tym Ukraińcom z tych wsi ukraińskich, którzy nie ulegli sfanatyzowanym faszystowskim elementom, narażając się na straszliwy odwet, udzielały nam czynnego i bezcennego wsparcia… budziła świadomość iż nie walczymy z narodem ukraińskim lecz z jego odszczepieńcami. Szowinizm i nacjonalizm, bez względu na głoszone hasła, są zawsze wrogiem ludzkości…”
Niech ta książka stanie się formą uczczenia pamięci poległych w obronie Przebraża i wszystkich podobnych ośrodków na Wołyniu…”




Pytanie: Istotnie, przytoczył Pan wątki z opowiadania pamiętnikarskiego autora Henryka Cybulskiego. Czy znalazł je Pan również w filmie „Wołyń”?

Odpowiedź: Zadał mi Pan kolego bardzo ważne pytanie. Nie mówię, że trudne. Nie ma trudnych pytań, są tylko trudne odpowiedzi. Film „Wołyń” ma ogromną wartość. Chylę czoła przed jego realizatorami. To dobrze, to moje najwyższe gratulacje, zwłaszcza że zdążyłem go obejrzeć przed śmiercią. To jest dzieło utkane w nader niesprzyjających (szczęściem demokratycznych) czasach. Moje zanikające pokolenie wraz ze starczymi poprzednikami potrafiło rozróżnić działalność ludzi w odrębnych warunkach. Pod rozkazami, pod siłą przy użyciu pistoletu, czy w warunkach normalnych bez grożenia siłą. Historia uczy, że paru dowódców z władzą, może podporządkować naród, wszczepiając strach, nienawiść, zemstę. Zwłaszcza na skutek propagandy. I tu zetknęły się te wszystkie procedery, które stosowane są w różnych krajach. W zachodniej części Ukrainy, z Ukraińcami mieszkającymi przed wojną w Polsce, zaszczepiony został bakcyl odwetu, za szczątkowe i szkodliwe działania władz polskich przed wojną, co w całym obszarze zamieszkałym przez Ukraińców stworzyło mit, że zwyciężą Niemcy i pomogą im stworzyć wolną Ukrainę. Ale w duchu odwetu wyrznąć Lachów. W moim wierszu „Świt” wyraziłem grozę dotyczącą nie tylko omawianego Wołynia… Brat grzebał brata i szedł dalej.



Pytanie: Dziękuję, za udzielenie wywiadu. Czy mogę liczyć na następne.

Odpowiedź: Oczywiście, jeśli czas pozwoli. Bo dzisiaj moim największym wrogiem jest czas.  




niedziela, 22 kwietnia 2018

Rozważania i myśli na tematy polityczne



Autorem poniższych myśli jest Leszek Jan Szulc - komentator życia politycznego Polski i świata. Autor m.in. opowieści "Takie Małe Miasto".

***

"To jest niebywałe żeby sąsiednie zaprzyjaźnione państwo ingerowało w system legislacyjny innego państwa i mówiło co może, a czego nie może drukować." - Wypowiedź po awanturze wokół zmiany ustawy o IPN.

***

"- Gdzie się śpieszycie tytułomani?
  - Do telewizji na przesłuchanie"

***
"Czas to pieniądz" 

Ci co czas tracą rychło się bogacą


***

"Senator Jan Maria Jackowski wg "Mokotów - Południe" ma mniej mieszkań niż Adamczyk z Gdańska . Ma ich tylko sześć, a jako radny Mokotowa poprosił władze o przyznanie jego synowi mieszkania komunalnego, w którym aktualnie mieszkał senator.... Jackowski na razie pokazywany jest w TV i trzyma kurs popisowo."

***